Rany... dobrze, że to skrócona wersja książki, bo inaczej pewnie bym jej nie przeczytała.
Miles Ryan bardzo młodo został wdowcem. Jego żona zginęła potrącona przez samochód, którego kierowca zbiegł z miejsca wypadku. Miles pogrążył się w smutku i żałobie, jedynie miłość do synka nie pozwoliła mu się całkiem załamać. Jako zastępca szeryfa obiecał sobie znaleźć winnego. Minęły dwa lata Milesowi zaczęła doskwierać samotność, chciał wreszcie na nowo zacząć żyć. Okazało się, że szczęścia nie trzeba wcale daleko szukać. Wkrótce zaczął się spotykać z Sarą - nauczycielką swego synka Jonah. ...ten scenariusz był tak łatwy do przewidzenia (oraz to co wydarzyło się później), że gdybym nie przeczytała 3/4 książki to wiedziałabym tyle samo :( Jedynym zaskoczeniem mógł być drugi wypadek i jego przebieg - choć na początku książki narrator chyba o tym wspomniał... A pro po narracji... to coś mi się wydaje, że bardzo podobny pomysł był w książce "Ślub".
Bardzo chciałam się przekonać do twórczości Sparksa, ale niestety przeczytałam jego cztery książki i tylko jedna ("Jesienna miłość") podobała mi się bardzo, jedna ("Ślub") była przeciętna, a dwie ("Prawdziwy cud" i "Na zakręcie") ... niekoniecznie godne zainteresowania. To dla mnie niezrozumiałe, zastanawiam się czy to ze mną jest coś nie tak czy autor jest zwyczajnie "przereklamowany"?! Nie wiem... ale przecież kochają go ponoć tłumy... to jak to tak naprawdę jest?
Recenzja pochodzi z mojego bloga: