Czasami trzeba bardzo uważać jaką
książkę bierze się po tej, którą się właśnie skończyło. Na przykład, kilka lat
temu po lekturze „Trzy” Dekkera, „Emma i ja” Flock była dla mnie do bólu
przewidywalna, a na pewno po przeczytaniu czegoś innego podchodziłabym do niej
inaczej. Tak, kolejność książek, po które sięgamy jest bardzo ważna. Dlatego
czytanie „W imię miłości” Picoult po „Skrzywdzonej” nie było dobrym pomysłem.
Ale po kolei.
Pewna pani prokurator, w odległej
krainie zwanej USA (konkretnie, w Nowej Anglii, jak zawsze u Picoult)
zajmowała się głównie sprawami molestowania dzieci. Częstotliwość stykania się
z takimi rodzinnymi tragediami zdążyła już ją nieco znieczulić na to, przez co
przechodzą dzieci i rodzice. Jej życie wydawało się idealne – mąż, synek,
praca, przyjaciel. Wspaniale. Niestety, któregoś dnia okazało się, że jej synek
Nathaniel był molestowany. Ale jak to? Kiedy? Przez kogo? Zaczęła się ostra
jazda bez trzymanki. Jazda, która doprowadziła do tragedii w sądzie – Nina,
matka nie mogąca sobie poradzić z traumą molestowanego dziecka popełniła
straszne przestępstwo.
Więcej na moim blogu - TUTAJ.
Zapraszam.
Czytałam ją już jakiś czas temu. I nie powiem, ciekawa książka, dająca do myślenia.
OdpowiedzUsuńJeszcze jej nie czytałam, jednak mam w planach.
OdpowiedzUsuńPisarstwa Picoult "namacalnie" jeszcze nie znam, ale siostra ma w swoich zbiorach kilka jej książek i od pewnego czasu przymierzam się do pożyczenia jednej :)
OdpowiedzUsuńciekawa książka, bo akurat w tematyce, która mnie baaardzo interesuje ;) pooozdrawiam! =)
OdpowiedzUsuń